poniedziałek, 17 grudnia 2018

Pod wieczór


Bo tak już nie będzie. Gdybyś wsłuchał się w to, co pozostało, wiedziałbyś. Wszystko nieobecne udaje teraz, że na powrót jest czymś. Może przy tamtej przysłonie dostrzegłbyś, jak głębia pozostaje warunkiem docelowym. Jak na powrót staje się nietknięta. Ale nic z tego. Wybrałeś inaczej. Na wzgórzu, tuż przy niej, otrzesz się o szron i ciemny, kruczy lęk. Zapomnisz. A potem ktoś dołoży do ognia. Pod wieczór, zawsze kilka serc może ogrzać bardziej. I nie dziw się proszę. Nikt nie ośmieli się o tym wspomnieć. Masz to tylko dla siebie. Miałeś zresztą zawsze, lecz dosłowność przekierowała cię sprytnie w pustkę. Na ślepy tor.
Teraz kończysz. Mały wgląd w ten niespełniony prezent z dzieciństwa i cicho nucona gdzieś kolęda. Reszty nie musisz wiedzieć.