wtorek, 18 kwietnia 2017

Czego nie widać...


Zadawałem więc to pytanie za każdym razem, gdy siadaliśmy przed jego domem. Nigdy nie odpowiedział tak, jakbym tego chciał, jakbym sobie życzył. Z reguły tylko wzruszał ramionami, wzdychał, coś tam mruczał pod nosem i niespiesznie nabijał tytoń do fajki. A później spoglądał na okolicę, na ukochane góry i uśmiechał się oszczędnie.
Któregoś dnia zrozumiałem, że odpowiedzi nie otrzymam nigdy. Przynajmniej nie w sposób, jaki sobie wykoncypowałem. Spędziliśmy tak niejeden wieczór, popijając jego wyborną śliwowicę i penetrując zakamarki własnych dusz. Któregoś razu napomknął mi, że traci wzrok. Wtedy zrozumiałem, dlaczego tak się spieszył. Dla kogoś kto wyraża siebie tylko poprzez obrazy, było to nagłym ponagleniem do galopu, do ostatniej szarży.
I faktycznie, zaczął malować więcej niż zwykle. Ale pejzaży unikał. Mawiał: "Pan Bóg zrobił to tak dobrze, że ja nie będę poprawiał". To prawda. Ledwie wychodząc za próg jego domu, nie można było nie przyznać mu racji. Potem była ta galeria. Trochę się działo. Zajeżdżali tu bowiem zainteresowani nie tylko z Lądka, ale i dalszych części świata. Niekiedy byłem świadkiem, jak rozmawiał z gośćmi o swej sztuce. A później zjawił się ten Niemiec. Mówił, że jego ojciec mieszkał przez jakiś czas w Dorf Heidelberg. Chciał nawet kupić od Niego ten dom, jedyny zresztą, jaki tu jeszcze pozostał. Ale nic z tego. Nie zgodził się.
A następnej wiosny już go nie było. Wiadomość otrzymałem pod koniec marca, będąc jeszcze za granicą.
Gdy wróciłem pojechałem tam, a wtedy jego żona podarowała mi ten obraz. Jedyny taki. To dziwne, ale nie pokazał mi go wcześniej. Może dlatego że był jedynym, przez którego oddał jednak sprawiedliwość krajobrazu?

Powiesiłem go naprzeciw łóżka. Specjalnie. Każdego wieczora próbuję wydrzeć mu jego tajemnicę, rozmienić na drobne te pasy soczystej zieleni, ogarnąć pochód chmur i radosny blask kaplicy. Na razie mi nie wychodzi, ale gdy wreszcie uda mi się, dostanę odpowiedź na moje stare pytanie, zadane dawno temu na tym przeskromnym płachetku przestrzeni. Być może w wymiarze pełniejszym, niż bym w ogóle tego oczekiwał?