sobota, 31 lipca 2021

Dnia pewnego

 

W końcu przyszedł tu. Odważył się. Most jak most. A jednak inny, niż go zapamiętał. Gdy tak stał i patrzył zrozumiał, że nadejdzie chwila, gdy zostanie z tym wszystkim sam na sam. Już niedługo. Jego zmęczony kark, słabe ręce i palce, którymi wodził teraz po zimnych kamieniach szukając wzrokiem znajomego, nie oczekiwały zbyt wiele. W zasadzie nic. Patrzył raz na rzekę, raz na dachy i góry, które z tej perspektywy zawsze wydawały mu się nieskończone. A przecież kiedyś tak dobrze znane. Opuścił wzrok, drgnął i poczuł nagły, przeszywający ból. Upadł. Gdy podbiegli ludzie, zachodzącym spojrzeniem objął jeszcze fragment nieco większego kadru i lekko poczynił znak krzyża.

Nie umarł. Wydawało się, że trzeci zawał będzie już tym ostatnim. Że naderwane serce odpowie pretensją i nie zechce dłużej bić. A jednak. Kilka dni później leżąc w łóżku pojął wreszcie, że od pewnych zależności ochronił go cud. Po prostu. Nie pierwszy i nie ostatni, w tym mieście...      

2 komentarze: