niedziela, 4 lutego 2018

Vogelhannes- Jan ze Smolnej vel Jasiek Ptasiek


Wszystko zaczęło się w XVII wieku. Młody chłopski syn zamieszkały opodal Polanicy, odziedziczył spory szmat ziemi, choć życie rolnika mało go pociągało. Spieniężył zatem swój spadek i kupił karczmę przy kłodzkim rynku. Niebawem zaczęła ona słynąć z awantur, wszczynanych przez jej gospodarza. Po kłodzkich uliczkach często niosły się krzyki wiecznie podpitego Hanysa (jak go wtedy zwano), oraz jego szyderczy śmiech, wcale nie podobny do ludzkiego. Hałasy były na tyle dokuczliwe i niepospolite, że obawiano się nawet, iż runie od nich niedawno postawiona wieża ratusza. Personel karczmy obrzucany był niewyszukanymi wyzwiskami, a zdarzało się że nawet czymś cięższym. Ulubioną rozrywką Hanysa było bowiem targanie podwładnych za uszy. Dodatkowo zaś, okazał się być ogromnym sknerą i nader często oszukiwał klientów. Sąsiedzi życzyli mu więc jak najgorzej. Co ciekawe, cudownie uspokajała go jedynie muzyka fletu. Gdy w czasie awantury udało się sprowadzić flecistę, pijak uciszał się i uspokajał, wsłuchany w jego grę.
Wkrótce ziściły się ciche życzenia kłodzkich mieszczan- Hanys "kopnął w kalendarz". Szybko jednak zaczęły się nowe kłopoty. Już pierwszej nocy po jego śmierci, w karczmie naczynia same spadały z półek, pękały szyby, szpunty wyskakiwały z beczek i piwo oraz wino zalewały piwnice. Rano postanowiono czym prędzej złożyć w grobie nieboszczyka. Okazało się jednak, że trumna jest dziwnie ciężka i niebawem spadła z ramion niosących ją mężczyzn. Wtedy to właśnie, z wieży ratusza dobiegł wszystkich znajomy śmiech i przerażeni mieszkańcy zobaczyli na rynnie małego demonka- Hanysa, z butlą, z którą nie rozstawał się za życia. W trumnie znaleziono zaś tylko kamienie. Złożono ją w grobie, ale odtąd Hanys zaczął rozrabiać na cmentarzu. Po roku, zdesperowani ludzie wezwali na pomoc specjalistę od przepędzania złych duchów, który przyjechał do nich z Głuszycy. Ten wyciągnął trumnę z grobu i otworzył jej wieko. Spoczywało tam nietknięte ciało Hanysa, które to skaleczone, natychmiast zaczęło krwawić.
Uznano, że zwłoki trzeba wywieźć na Vogelberg. Za furmanką z trumną szli grabarz i inkwizytor, za nimi trzynaście starych prostytutek, dopiero zaś na końcu- tłumy gapiów. Na samej zaś Smolnej, miejsce pogrzebu wskazał biały zając, który ukazał się zgromadzonym i poprowadził ich dróżką, zwaną później- Zajęczą Ścieżką. W miejscu w którym zniknął, na polanie zwanej Ptasią Łąką, pochowano złego karczmarza. Później zaś, trzynaście prostytutek obeszło grób dookoła, tym samym zataczając granicę wyznaczonego dla ducha rewiru.
Od tej pory Hanys, zwany też Vogelhannesem, przestał dokuczać ludziom. Oczywiście pod warunkiem, że nie naruszali granic jego nowych posiadłości. Gdy będąc bowiem w rejonie Smolnej usłyszycie dźwięk fletu, lub co gorsza, zobaczycie grającego na nim, pstrokato ubranego człowieka, natychmiast zmieńcie kierunek marszu! Nawet bowiem dziś, spotkanie z Vogelhannesem w leśnych ostępach Gór Bystrzyckich, może być niezwykle ryzykowne.


Na podstawie: Polanica- Zdrój dawniej i dziś. Nowa Ruda- Polanica- Zdrój 2006
Korekta: Medart
         

4 komentarze:

  1. No, ciekawa historia... Wszystko przez tych Hanysów :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To mówisz, żeby jednak nie wyciągać własnego fletu i nie przyłączać się w duecik? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już tylko na własną odpowiedzialność ;)

      Usuń