czwartek, 23 października 2014

Alte Zollhaus



Trudno to dostrzec. Te resztki. Trochę pokruszonych cegieł i ledwo wystające z ziemi, metalowe pręty. Tyle tylko zostało. Leszek spoglądał w milczeniu na te znikome szczątki. Wzmagający się południowy wiatr, wydymał jego flanelową koszulę i targał paskami plecaka.
"Niebawem zacznie się fen" pomyślał, ze wzrokiem wciąż utkwionym pod stopami. Pamiętał dość dobrze tamten, niemalże rok służby. Koniec lat czterdziestych. Inny świat, inni ludzie...

Pożar zdarzył się podczas jego przepustki. Nie było go tu wtedy. Pamięta jednak, jak już po przeniesieniu do Śląskiego Domu, kapral Majchrzyk i plutonowy Kowal relacjonowali te wydarzenia. Jak z przejęciem opowiadali o tej dusznej i niezwykłej nocy, której finał utonął w jęzorach chciwego ognia.
Trudno było w to wszystko uwierzyć. W ten scenariusz, który rozbudowywał się w iście szekspirowskim stylu. W wieczór pełen szybko wypowiadanych słów, śpiewów i tajemniczych zapewnień, które wraz z tytoniowym dymem płynęły w ciemność, nad butelkami wódki i którąś już tam z kolei sesją Skata.
I potem w te głosy, które już nie tylko w ich głowach, ale też...

-Trudno w to uwierzyć- powiedział patrząc w kierunku Śnieżki. Pierwsze, przypominające cukrową watę chmury, zaczęły lekko napierać na jej południowe zbocza. Spokojnie ruszył w kierunku szlaku. Później raz jeszcze się obejrzał. I przez ten jeden, krótki moment zobaczył je znowu. Takie jak wtedy. Jak pamiętał. Dawne "Alte Zollhaus", schronisko "Wierchy", jego starą strażnice.
Leszek westchnął niezauważalnie, odwrócił wzrok i poprawił plecak. "Inny świat, inni ludzie". Wiatr naparł bardziej, jakby przyznając mu rację. Nadciągał fen.